16.02.2015

rozdział 6

Scarlett's POV

Nie przepadam za porannym wstawaniem. W ogóle nie przepadam za wstawaniem. Jeśli byłoby to możliwe, to przeleżałabym w łóżku całe swoje życie jedząc żelki i torty czekoladowe co jakiś czas. Ale problem polega na tym, że jednocześnie marzę o wklęsłym brzuchu, który nieco ostatnio zaniedbałam.
Przyzwyczaiłam się do myśli –nad którą bardzo ubolewam- że niezależnie jak bardzo bym chciała, nigdy nie osiągnę dużej przerwy między udami, takie geny. Niestety. Zwlekam się z łóżka i przeczesuję dłonią włosy, po czym schodzę na dół. Moja ciepła, różowa piżamka wylądowała w praniu, po tym, jak wyszłam ze szpitala i jeszcze jej nie odzyskałam, przez co zmuszona jestem chodzić w za dużych koszulkach mojego brata. Nie, żebym narzekała, ale potrzebuję swojej cieplutkiej, puchatej onesie. Gdy docieram do kuchni zauważam karteczkę od Nialla, przyczepioną magnesem do lodówki, na której oznajmia mi, że wróci późno, bo musi coś załatwić.
Czytając następne zdanie przewracam oczami, bo wspomina tam, że powinnam przeprosić Eleanor. Przeklinam pod nosem, przepisując numer dziewczyny z karteczki do telefonu, po czym dotykam ekranu w miejscu zielonej słuchawki i czekam kilka sygnałów.
-Tak? –słyszę sekundę przed tym, gdy zamierzałam się rozłączyć.
-Hej, um, Eleanor. –staram się, żeby mój głos brzmiał przyjaźnie. –Tu Scarlett Horan. –mamroczę i słyszę, jak głośno wciąga powietrze. –Chciałam cię przeprosić, no wiesz, chyba trochę przesadziłam. –przewracam oczami. –Może chciałabyś wyjść ze mną na zakupy i ewentualnie jakiegoś drinka potem? –proponuję, modląc się w myślach, żeby odmówiła. Spędzę z nią wystarczająco czasu w przyszłości. 
-Jasne. –odpowiada po chwili, a ja ledwo powstrzymuję się od jęku niezadowolenia. 
-Świetnie! –nigdy nie umiałam udawać entuzjazmu. –Przyjadę po ciebie wieczorem. –oznajmiam. 
-Masz mój adres? –pyta, a mnie aż korci, żeby rzucić jakiś złośliwy komentarz w stylu „oh, masz swoje mieszkanie? Myślałam, że Modest zapewnił ci pokój u Tommo i Hazzy. Bylibyście na pewno udanym trójkątem.” Wypowiedzianego tak sarkastycznie, jak to tylko możliwe. 
-Niall mi poda. I tak będę musiała poprosić go, żeby pożyczył mi samochód. –odpowiadam.
-Zamierzasz prowadzić po alkoholu? 
-Dobra uwaga. –mamroczę. –Weźmiemy taksówkę, a ja jutro wrócę po samochód. –wzruszam ramionami, chociaż wiem, że tego nie widzi.
-Okej. –mówi spokojnie. –Po co jedziemy na zakupy?
-Po piżamę. –wybucha śmiechem, słysząc to.
-Okej. –powtarza. –Będę czekać. –oznajmia ciepło. 
-Okej. To do zobaczenia. –mamroczę i rozłączam się, rzucając telefon na blat i zabierając się za robienie sobie płatków. Nie mija kilka minut, a słyszę dzwonek swojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawia się nieznany mi numer, ale to nie ten, pod który dzwoniłam przed chwilą. Marszczę brwi odbierając.
-Halo? –rzucam z ustami pełnymi płatków.
-Scarlett Horan? –pyta męski głos. 
-To zależy. –mamroczę gryząc to, co ma w ustach. Słyszę westchnienie po drugiej stronie. 
-Tutaj Harry Magee, z Modest Managament. –oznajmia.
-Aha. –wzruszam ramionami, pakując sobie do ust kolejną łyżkę płatków. 
-Dzwonię, żeby ustalić z panią sposób, w jaki zamierza pani oznajmić światu kim pani w zasadzie jest. –dodaje po chwili. –Ma pani jakiś pomysł?
-Szczerze mówiąc od pewnego czasu zastanawiam się nad zostaniem vlogerką, więc zamierzam po prostu nagrać filmik i wrzucić go na kanał chłopców. –wzdycham i odkładam swoje śniadanie na później. 
-Nie uważa pani, że to zbyt gwałtowne? –pyta.
-Nie. –ponownie wzruszam ramionami.
-Nie chciałbym być niemiły, pani Horan, ale dość niespodziewanie wpakowała nam się pani w życie, zaburzając przy tym rytm pracy boybandu i całego managamentu. Osobiście uważam, że najlepszym wyjściem byłoby równie szybkie zniknięcie, jednak po rozmowie z pani bratem uważam to za niemożliwe. –co kurwa?
-Nie chciałabym być niemiła, panie Magee, ale czy nie uważa pan, że wizyta u psychiatry dobrze by panu zrobiła? Znam kilku dobrych, mogę podać panu namiary. –syczę. –Chociaż, szczerze mówiąc, nie wiem czy nawet ci najlepsi zdołają cokolwiek zdziałać w pańskim przypadku. –dodaję złośliwie.
-Dobrze, w takim razie niech pani nagra ten film, a potem wyśle go nam. Prawdopodobnie będzie trzeba wyciąć jakąś część. –mówi po chwili milczenia, a ja dostaję szału.
-Posłuchaj mnie, Magee. Nic z wami nie podpisywałam i nie mam zamiaru. To, jaką umowę ma z wami mój brat, to zupełnie inna sprawa, która kompletnie mnie nie obowiązuje. Nie macie prawa mówić mi co mogę, a czego nie, bo jestem wolnym człowiekiem. Wierz mi, marzę o ujawnieniu Larry’ego i chętnie bym to zrobiła, ale uważam, że bardziej efektywne będzie to w ich wykonaniu. –wyrzucam z siebie.
-Cieszę się, że nie zrobi pani nic głupiego. –odpowiada tylko. 
-Myślę, że nasze definicje głupoty się różnią, Magee. –mówię spokojniej. –Nagram to, co uważam, że powinnam i opublikuję to na kanale chłopców, przy okazji udostępniając to na twitterze i nic nie możecie z tym zrobić.
-Nie zgodziłbym się z panią, panno Horan.
-Magee, zlituj się nade mną. Nie mam zamiaru wypowiadać się na temat chłopców, tylko swój, więc możesz iść truć dupę innym, nieszczęśliwym ludziom, którzy podpisali z wami kontrakt, bo ja tego nie zrobiłam i nie mam najmniejszego zamiaru, co już z resztą doskonale wiesz. Moje życie jest już wystarczająco zrujnowane, nie potrzebuję do tego ciebie i twoich komentarzy. –oznajmiam i zakańczam rozmowę rozłączając się. Ponownie odkładam telefon na blat, obrzucając spojrzeniem moje niedojedzone śniadanie. Wściekła wchodzę po schodach, odnajduję w stercie ciuchów leginsy, luźną koszulkę, bluzę i trampki, co szybko zakładam na siebie, związuję włosy i wychodzę pobiegać. Czasem zdarzało mi się radzić sobie z negatywnymi emocjami w ten sposób. Wybiegam tylnym wyjściem, dzięki czemu omijam grupę paparazzich czekających pod domem. Obok łąki -na którą mam widok ze swojej szklanej ściany- jest las, więc udaję się w jego stronę. Wiem, że nie mogę się zatrzymać, bo potem już dalej nie pobiegnę. Czuję jak kilka łyżek płatków kukurydzianych przewraca mi się w żołądku, ale ignoruję to i przyspieszam, przypominając sobie rozmowę z Harrym Magee. Mija półtorej godziny, kiedy zatrzymuję się pod drzewem i zwracam wszystko, co ostatnio zjadłam. Nie pomyślałam o tym, żeby wziąć ze sobą wodę, przez co zasycha mi w ustach, a teraz dodatkowo nie mam ich czym przepłukać. Decyduję się na powrót, czyli kolejne półtorej godziny biegu. Nogi odmawiają mi już posłuszeństwa, ale nie mam wyboru. Robię jeszcze kilka głębokich wdechów, po czym puszczam się biegiem i przez całą drogę powrotną myślę tylko o tym, żeby zrobić następny krok i nie paść na ziemię ze zmęczenia.
Pierwszym, co robię po tym, jak wpadam wymęczona do domu, jest wręcz rzucenie się na wodę. Piję bez przerwy przez kilka dobrych minut, nie zauważając, jak Niall wchodzi do kuchni. W końcu odrywam się od kranu i opieram rozgrzane czoło o zimny blat. Bolą mnie nogi, płuca, ręce, głowa, brzuch i milion innych rzeczy w moim organizmie, o których istnieniu nie miałam pojęcia.
-Biegałaś? -pyta, podchodząc do mnie. Wzdrygam się zaskoczona jego obecnością.
-Nie, skąd. -Odpowiadam sarkastycznie, wciąż nie umiejąc zapanować nad swoim oddechem, a chwilę potem oboje wybuchamy śmiechem. -Wytłumaczę ci jak wrócę. Mam za sobą trzy godziny biegania, rzyganie ze zmęczenia w połowie i spotkanie z Eleanor za jakieś półtorej godziny. -wzdycham. -A właśnie, Horan, mógłbyś pożyczyć mi swój samochód? -uśmiecham się słodko, na co marszczy brwi. -Daj spokój, nic mu nie zrobię, dorosłam już. -pokazuję mu język. -Poza tym, jesteś tak obrzydliwie bogaty, że nawet jeśli, to mógłbyś sobie kupić kilkanaście takich samochodów i twój budżet za bardzo by na tym nie ucierpiał. -rzucam unosząc brwi.
-Dobra. -wzdycha ciężko, a ja dziękuję mu szerokim uśmiechem i buziakiem w policzek. -Śmierdzisz potem, Horan. -śmieje się.
-A to dziwne, Horan. -ponownie pokazuję mu język, starając się go wyminąć.
-Możesz iść do łazienki na dole? -pyta, na co marszczę brwi. -Jestem w trakcie montowania niespodzianki dla ciebie. -wyjaśnia.
-Jezu, Niall... -przewracam oczami.
-Nic nie mów, już i tak za późno. -przerywa mi. -Idź wziąć prysznic i wejdź na górę. -uśmiecha się, a ja zrezygnowana kiwam głową. Zgodnie z zaleceniem swojego brata udaję się do łazienki i po rozebraniu się odkręcam gorącą wodę, tracąc poczucie czasu po zamknięciu oczu. Jest mi tak przyjemnie, bo prawie w ogóle nie czuję teraz bólu. W końcu jednak decyduję się wyjść spod prysznica, owinąć ręcznikiem i stanąć przed lustrem. Rozczesuję swoje włosy i cudem znajduję czystą koszulkę Nialla, którą zakładam na czystą bieliznę. Milion razy lepiej. Po umyciu zębów wychodzę z łazienki i z uśmiechem wchodzę po schodach, starając się ignorować ból w nogach.
-Mogę już? -pytam, stając przed drzwiami swojego pokoju.
-Zamknij oczy! -woła, a ja wykonuję jego polecenie. -Słyszę, jak otwiera drzwi, a po chwili czuję, jak wciąga mnie do pomieszczenia. W końcu stawia mnie w miejscu. -Już. -szepcze, a ja powoli unoszę powieki. Do oczu napływają mi łzy szczęścia, gdy piszczę z radości i rzucam się bratu na szyję. 
-Kupiłeś mi fortepian? -pytam podekscytowana, kładąc swoje dłonie na jego ramionach.
-No raczej. -pokazuje mi język. -Możesz coś zagrać, jest nastrojony. -mówi cicho i delikatnie popycha mnie do przodu. Czarny, duży instrument stoi tuż przy szklanej ścianie, dzięki czemu będę mogła podziwiać widoki, jednocześnie wykonując swoje ulubione zajęcie. Siadam na niewielkim, skórzanym stołku i otwieram pokrywę, ciesząc się widokiem lśniących klawiszy. Delikatnie kładę na nich swoje palce i po chwili zaczynam grać swoją ulubioną melodię. Nie grałam kilka lat, ale wciąż ją pamiętam.
-Moja pierwsza, wymyślona kołysanka dla ciebie. -uśmiecha się Niall. -Przecież ją tylko nuciłem, jak to przełożyłaś na nuty? -wzruszam ramionami i staję, mocno przytulając się do brata. 
-Dziękuję. -mówię cicho.
-Nie ma za co. -odpowiada szeptem.
-Za fortepian. -przewracam oczami.
-Nic wielkiego. -uśmiecha się. 
-Niall. -unoszę ostrzegawczo brwi.
-Scarlett. -przedrzeźnia mnie. Śmieję się i kolejny raz rzucam mu się na szyję. -Miałaś się spotkać z Eleanor. 
-Psujesz nastrój. -mamroczę w jego ramię.
-Wiem, ale im szybciej tam pójdziesz, tym szybciej wrócisz. -uśmiecha się, a ja niechętnie odrywam się od niego.

Mijają dwie godziny, a razem z Eleanor jesteśmy w kolejnym centrum handlowym. Nie wiem, w którym z kolei, straciłam rachubę po czwartym. 
-Dlaczego nigdzie nie ma normalnych piżam?! -pytam zbulwersowana. -Chcę zwykłe onesie, czy to takie trudne? -przewracam oczami.
-Gdybym wiedziała, że tak bardzo nienawidzisz zakupów, powiedziałabym, żebyśmy od razu poszły na drinka. -śmieje się.
-Chyba masz rację. -wzdycham. -Chodźmy, kupię ją przez internet. -mamroczę, rzucając ostatnie spojrzenie wieszakom z satynowymi, seksownymi koszulami nocnymi.
-Scarlett? -słyszę doskonale znany mi, żeński głos i zamieram w miejscu. Nie jestem gotowa na to spotkanie. Nie teraz, nie jutro, ani nie przez miesiąc, czy też ich siedem. -Nie wiedziałam, że wyszłaś. -Magda staje naprzeciwko mnie. 
-A to dziwne. -rzucam sarkastyczni i spoglądam na Eleanor, która patrzy na nas z dezorientacją wypisaną na twarzy. 
-Ironiczna jak zawsze. -Magda wybucha śmiechem. -O! To świetna okazja, żebyś kogoś poznała! -podekscytowana klaszcze w dłonie, a ja marszczę brwi.
-W zasadzie, to się spieszę, M. -mamroczę i odwracam się w kierunku mojej towarzyszki. 
-Poczekaj chwilę, nie widziałam cię tyle czasu! -wydyma wargi, a ja mięknę. -Chris! -woła. Chris? Kim, do kurwy, jest Chris? Zdezorientowana rozglądam się poz sklepie i zauważam wysokiego, ciemnoskórego mężczyznę, który z uśmiechem zmierza w naszą stronę, a po chwili bierze Magdę za rękę. Szczęka opada mi na podłogę i nie mogę się ogarnąć. -Sky, Chris to mój narzeczony. -uśmiecha się szeroko. Co kurwa? -Chris, to Sky, moja… była dziewczyna. -oh. -Właśnie dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży, więc robimy zapasy na moje, no wiesz, zachcianki. -śmieje się słodko. O kurwa. 
-Uroczo. -wymuszam uśmiech. -Co prawda nie wiedziałam, że zerwałyśmy, ale no cóż, to zawsze jakaś informacja, prawda? Chociaż, czekaj. -stukam się palcem wskazującym w brodę, ignorując pieczenie oczu. Nie mogę sobie pozwolić na upokorzenie, nie tutaj, nie przy Eleanor. -Może właśnie dlatego bez słowa zamknęłaś mnie w psychiatryku. Może po prostu próbowałaś się mnie pozbyć, a ja, głupia, za bardzo cię kochałam, żeby odejść. -śmieję się smutno. -Wszystko jasne. -wzdycham i kiwam głową. -No cóż, w takim razie nie będziemy wam już przeszkadzać, kup sobie dużo ogórków kiszonych i no cóż, miłego ślubu, życia i tak dalej, no wiesz. -śmieję się histerycznie. Eleanor łapie mnie za rękę i odzyskuję panowanie nad sobą, kiedy wychodzimy z budynku i mogę w końcu odetchnąć. Przecieram dłońmi twarz i siadam na chodniku. 
-Chodźmy się napić. -mówi szatynka. -Nie będę zadawać głupich pytań, możemy porozmawiać o pogodzie czy o robieniu kotletów. -wzrusza ramionami. -Ale nie chcę, żebyś wracała w takim stanie do domu, Niall nie byłby zadowolony.
-Dobra uwaga. -mamroczę.
-Wiem. -wzrusza ramionami i wyciąga do mnie rękę. -Chodź, daj mi kluczyki, ja poprowadzę. I stawiam pierwszą kolejkę. -pokazuje mi język.

_______________________________________________________________

Misie, wróciłam już, laptopa mam, także jest oto rozdział. Nie wiem jakim cudem pisząc to na kartkach miałam 10 stron, a w wordzie tylko 4 XD No cóż, postaram się napisać coś jeszcze jutro, żeby w środę, albo w czwartek był rozdział. Przepraszam, że musieliście czekać. 

CI, KTÓRZY CHCĄ BYĆ INFORMOWANI, NIECH PODADZĄ MI W KOMENTARZACH SWOJE USERY NA TT! 

Kocham Was, miłego wieczorku, @gayluoeh

7 komentarzy:

  1. Rozdzial swietny jak zawsze xx
    czekam na next'a :)
    @MartellaGirl

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny! o nie czemu ja myślę, że elka i sky bedą razem? XDDDD hahahha, czekam na następny z niecierpliwością ~ @blankzaynie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. luzik arbuzik Aniołku, wszystko w swoooooiiiim czasie :>

      Usuń
  3. Podoba mi się! No, pisz kolejny szybciutko, czekamy xx / @_quidditch _

    OdpowiedzUsuń
  4. omg mogłabyś mnie infromować? :) @heyfabolouis

    OdpowiedzUsuń